http://blogmedia24.pl/node/35639
(…) Krótko mówiąc – jeśli ma to być zamach na jakąś delegację prezydencką – musi on wyglądać jak wyjątkowo nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Do tego, by zamach z wykorzystaniem samolotu wroga wyglądał jak wypadek, niezbędne jest uprzednio wykorzystanie szerokiej wiedzy na temat katastrof lotniczych i zaaranżowanie miejsca zdarzenia tak, by wyglądało jak powypadkowe. Katastrofy tego typu bowiem zdarzają się najczęściej przy startach lub lądowaniach statków powietrznych. (Zabicie polskiej delegacji prezydenckiej po starcie z Okęcia wymagałoby o wiele więcej zachodu dla specsłużb aniżeli podczas lądowania na „własnym terenie” w „sprzyjających warunkach”, o które mógł zadbać gen. Mgła i jego paru kolegów. Zamach dokonany w powietrzu byłby trudny do wyjaśnienia w kategoriach „nieszczęśliwego wypadku”/„błędu pilotów”; ktoś mógłby go przez przypadek zauważyć i zarejestrować, a poza tym szczątki po eksplozji mogłyby polecieć w przeróżnych kierunkach i trudno byłoby je zebrać w błyskawicznym czasie, by zabezpieczyć „materiał dowodowy”. Chwila lądowania była więc najlepszym z militarnego punktu widzenia momentem do przeprowadzenia ataku).
Specnaz zrzucany jest do swych operacji, jak pisze Suworow (s. 295 i n.), w kilku miejscach naraz. Zrzutowiska mogą być od siebie oddalone nawet o wiele kilometrów. Tworzy się zrzutowiska zasadnicze, pomocnicze i fałszywe (w celu zmylenia przeciwnika). Co więcej, dla skuteczniejszej maskirowki, wprowadzane w błąd są także poszczególne oddziały samego Specnazu biorące udział w akcji („Każdą grupę powinno się przed operacją izolować od innych i przygotowywać tylko do realizacji konkretnego zadania”).
(…)Pisałem na początku o aranżowaniu zamachu na wypadek. Problem tylko w tym, że to, co uchodzi w rosyjskich i polskojęzycznych mediach za miejsce katastrofy, nie za bardzo wygląda tak, jakby zaszedł tam zwykły lotniczy wypadek. Oczywiście, specjaliści zadbali o to, by nieco przyciąć drzew i porozrzucać części samolotowe tu i tam, ale wiemy, że nie doszło do wielkiego pożaru, jaki jest typowy dla lotniczych katastrof w rejonach leśnych czy górskich. Nie było też wielkiej eksplozji zbiorników z paliwem, a samolot nie rozleciał się wysoko w powietrzu nad „jarem”, nim spadł w kawałkach.
Samolot miałby natomiast niewłaściwie przyziemić z powodu piekielnej mgły i miałyby z niego pozostać szczątki wyglądające na jakieś 20% całej masy. To bardzo niewiele, jak na zwykły nieszczęśliwy wypadek. Bardziej prawdopodobne wydaje się strącenie samolotu za pomocą jakiejś maszyny (jeden oddział specsłużb), a następne wysadzenie go (drugi oddział), tak, że faktycznie pozostało te 20% wszystkiego (trzeci oddział zabezpiecza transport z pobojowiska najcenniejszych łupów z kokpitem włącznie). Czwarty oddział zajął się sprzątaniem po operacji i to zapewne on jest uchwycony na filmiku Koli.
Można ten zamach jak najbardziej nazwać nieszczęśliwym wypadkiem dla Rosji, ponieważ już Polacy nigdy nie będą patrzeć na Moskwę tak, jak jeszcze mogli po prezydenturze B. Jelcyna (kiedy piszę „Polacy”, to mam na myśli Polaków, a nie członków polskiej filii partii Jedna Rosja). Będą patrzeć na Rosję tak, jak hetman Stanisław Żółkiewski czy Zygmunt III Waza. Nowa Polska powinna bowiem powrócić (zwłaszcza w polityce zagranicznej) do śmiałych tradycji I RP – tradycje II RP są zbyt delikatne wobec Moskwy, która jest naszym śmiertelnym wrogiem. Wrogiem nr 1 w obecnych czasach. (…)
Trzeba dodać, że jak widać „po owocach”, antypolska polityka w Rosji jest kontynuowana bez względu na to, czy w Rosji rządzą osobniki narodowości rosyjskiej, czy narodowości żydowskiej, czy gruzińskiej. I bez względu jak się Rosja w danej chwili akurat nazywa.