Dwa miesiące temu napisałem tutaj:
Wszyscy znamy tę scenę:
Podczas obrad rzymskiego senatu jeden z senatorów powiedział:
- Należy wprowadzić zasadę nakazującą niewolnikom noszenie białych opasek, żeby odróżnić ich od ludzi wolnych.
- To zła zasada – powiedział mądrzejszy senator – bo kiedy zobaczą, ilu ich jest, podniosą bunt.
Nośmy białe płócienne opaski…
Emigranci z USA, odpowiedzieli:
Aby nosic opaski trzeba najpierw sie zebrac i zaopatrzyc w…..oraz znaki rozpoznawcze,niekoniecznie opaski.
Racja. Ale na etapie, na którym jesteśmy, borykamy się z dokonaniem / pokonaniem pierwszego kroku: oderwać się od internetu, wyjść z domu, podjechać kilka kilometrów do głównych miast w ustalonych częściach Kraju w ten sam dzień o tej samej porze. Pospacerować po tych miastach, zobaczyć ilu z nas jest, ilu z nas będzie stać na ten drobny wysiłek (?), żeby wciągnąć na ramię białą płócienną opaskę (obstawałbym przy tym znaku niewolnictwa, bo nie jesteśmy w naszym Kraju niczym więcej w obecnej sytuacji). Nie chodzi od razu o „wiece”. Ludzi zaczadzonych tvn i tańcem z gwiazdami trzeba uświadamiać, to pewne.
Może za którymś takim spotkaniem ktoś mądrzejszy ode mnie przygotowałby treść ulotek otwierających oczy i moglibyśmy bez szumu rozdawać je ludziom na ulicach (A może ktoś ma lepsze pomysły)
Cechą działań, którą warto by było, moim zdaniem, zachować, jest nieistnienie nas jako grupy, spotykamy się, na początek w taki spacerowy sposób, przeprowadzamy akcję, rozchodzimy się….
Pozdrawiam Emigrantów z USA