Maciej Eckardt: „„Ciacho” do wzięcia”
Stało się. Marek Migalski do wzięcia. Po burzliwym w ostatnim czasie pożyciu politycznym, pierwszy polityk wśród socjologów i pierwszy socjolog wśród polityków, znów jest singlem. Jeden z ciekawszych związków partnerskich (Migalski nie był członkiem PiS), jakim żył ostatnio świat polityki i mediów, okazał się mezaliansem.
Pisowskiej braci nie spodobały się harce narowistego europosła, jego niewyparzony jęzor i ogólny lans w kierunku zgoła nie partyjnym. Pisowski sanhedryn na wniosek swoich europejskich deputowanych w trybie ekspresowym uznał Migalskiego za egzemplarz trefny i bezceremonialnie wystawił za frakcyjne drzwi. Prawdopodobnie też rzucił na niego klątwę smoleńską.
Migalski podpadł matce partii po tym, jak na swoim blogu skrytykował Jarosława Kaczyńskiego w sposób niezwykle kulturalny i litościwy, oświetlając mankamenty Wielkiego Przywódcy oraz wieszcząc, niczym zrzędliwa Kasandra, że dni formacji pod takim przewodem są policzone. Myśli tak spora cześć PiS-u, także w sanhedrynie, ale ze względów oczywistych, czyli koniunkturalnych, woli nie mówić tego głośno, a tkwić co najwyżej w myślozbrodni. Pouczające przykłady Ludwika Dorna oraz kajających się dzisiaj w samokrytyce Jarosława Sellina i Jerzego Polaczka, są dla nich wystarczającą przesłanką do trzymania twarzy w pełnym radości partyjnym wyszczerzu i nicniemówieniu.
Komentując wyrok sanhedrynu, szef klubu PiS Mariusz Błaszczak uchylił rąbka tajemnicy tych nagłych wydarzeń. Otóż cała rzecz się wzięła z niezdolności Migalskiego do gry zespołowej oraz parciu na karierę, co ma być „dowodem na pewną miałkość intelektualną” pana europosła, jak obrazowo zauważył szef klubu Błaszczak. W tym momencie można się zasępić, bo skoro Migalski to intelektualny kiep, to jak bardzo wypasieni intelektualnie muszą być pozostali posłowie Prawa i Sprawiedliwości? Pozostawmy jednak to pytanie na poziomie retorycznym, bo jaki koń jest, każdy widzi.
W każdym razie od dzisiaj Migalski jest wolny. Może hasać ile wlezie i chlapać co chce. Czy skończy w PO, czy POPiSie typu Polska Plus, czy też w „Tańcu z Gwiazdami”, trudno dzisiaj wyrokować. Facet ma w każdym razie przed sobą cztery lata dostatniego życia, o jakim można pomarzyć. Każde jego słowo będzie podwajane echem przez mainstreamowe media, a i on sam obiektem westchnień pisowskich „dziewic”, co to by też chciały, ale boją się… powiedzieć, co myślą. Dla nich Migalski to prawdziwy macho. Macho, który samemu Kaczyńskiemu przestał się kłaniać, który odważył się rzucić Wielkiemu Przywódcy – z Panem nie wygramy! Bez dwóch zdań, prawdziwe „ciacho”. Do wzięcia.
Maciej Eckardt