Przygotowując się na potencjalne bankructwo któregoś z państw „27”, w 2008 r. Unia utworzyła komórkę nazwaną „grupa, która nie istnieje”. Spotkania odbywały się przed szczytami UE w tajemnicy
Mimo zapewnień unijnych oficjeli o nieśmiertelności euro już dwa miesiące po upadku banku Lehman Brothers w Brukseli powstała supertajna komórka ds. ratowania wspólnej waluty. Jej uczestnicy przewidzieli kryzys grecki. I wiedzieli, jakie będą ewentualne konsekwencje podziału strefy euro. W komórce nazywanej „grupa, która nie istnieje” prym wiedli Francuzi i Niemcy. Kulisy jej działania odsłania „Wall Street Journal”.
Według informacji „WSJ” pierwsze sygnały odezwały się w gabinetach najważniejszych unijnych polityków już w październiku 2008 r. Bezpośrednim powodem alertu była sytuacja ekonomiczna Węgier, które w warunkach globalnego kryzysu kapitałowego jako pierwszy kraj Unii Europejskiej stanęły wobec olbrzymich kłopotów z obsługą swojego zadłużenia. Wtedy zaczęto się zastanawiać, co będzie, gdy w podobnym potrzasku znajdzie się kraj strefy euro.
Zespół, który wypracowywał scenariusze obronne, był elitarny: w jego skład wchodzili wysocy rangą urzędnicy (tuż poniżej poziomu ministerialnego) z dwóch największych krajów UE: Niemiec i Francji, a także Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i otoczenia luksemburskiego premiera Jeana-Claude’a Junckera, szefa Eurogrupy, czyli quasi-rządu obszaru wspólnego pieniądza. O istnieniu grupy wiedziało zaledwie kilkadziesiąt osób. Spotykali się przed kolejnymi unijnymi szczytami w ścisłej tajemnicy. Czasem nawet o szóstej rano albo w środku nocy. – Chodziło o to, żeby nie niepokoić rynków – dowodzi „WSJ”.
Wewnątrz zespołu od razu zaznaczyły się fundamentalne różnice zdań. Z jednej strony barykady byli Niemcy, którzy domagali się trzymania paktu stabilności i wzrostu oraz rachunku ekonomicznego, wykluczając tym samym bailout zadłużonych krajów. Z drugiej – Francja lansowała koncepcję wspólnego losu krajów euro i była za udzielaniem ratunku zagrożonym. Po stronie tych drugich stanęli przedstawiciele unijnych instytucji.
Część z rewelacji „WSJ” potwierdził już np. w rozmowie z „DGP” szef eurogrupy Jean-Claude Juncker. – Należałem do tych, którzy już dużo wcześniej domagali się jasnego sygnału, że uratujemy potrzebujących. To zwlekanie i spór o ostateczny kształt pomocy były niezwykle frustrujące – mówił „DGP” Juncker. Sugerował też, że zatwierdzony w maju 2010 r. europejski mechanizm stabilizacyjny nie tyle wykluł się na krótkich posiedzeniach unijnych liderów, ile już wcześniej był przedmiotem intensywnych analiz na linii Komisji Europejskiej, EBC i Eurogrupy.
Śledztwo „WSJ” po raz kolejny pokazuje bezradność i brak zdolności UE do szybkiego reagowania na kryzysy. Choć symptomy nadchodzącej greckiej choroby zostały rozpoznane prawidłowo już jesienią 2008 r., przez następne półtora roku nie udało się podjąć strategicznej decyzji co dalej. Dopiero 3 maja 2010 r. UE przyznała Grekom 110 mld euro pożyczki. A tydzień później w warunkach chaosu na rynkach kapitałowych Wspólnota stworzyła wart 750 mld euro pakiet ratunkowy dla wszystkich zagrożonych bankructwem krajów Eurolandu.
źródło: biznes.gazetaprawna.pl