„Na dobrą sprawę każdy, kto pracował i działał w PRL-u był „kolaborantem”, włącznie ze sprzątaczką.”
A i kto uczyl sie, mial szanse. Na „kolaboracje”. Mackiewicza uwielbiam. Bo on przekazuje pewne idee. Ale zycie toczylo sie troche inaczej.
Gdzies w 1978 lub 1979 wyjechalem na wycieczke po demoludach. Musialem, aby wyjechac, jechac jako harcerz. Poszedlem do wychowacy (szkola srednia), by dal mi poswiadczenie, iz jestem harcerzem. Zrobil to. Bez problemu, mimo, iz zadnej harcerskiej organizacji de facto nie bylo (tylko na papierze). A… poniewaz zwyciezylem w olimpiadzie fizycznej, to na zakonczenie roku szkolnego zorganizowano w zamojskim amfiteatrze przedstawienie dla ludu pracujacego miast i wsi, na ktorym chciano mnie przedstawic jako wzorowego harcerza. Powiedzialem, ze nie pojde. Nic. Nawet slowa nikt ni powiedzial. Oczywiscie, to juz byly inne czasy. Ale nieco wczesniej, gdy z siostra nie poszlismy na defilade pierwszomajowa, gdzies okolo 1971 roku (bo rodzice tak sobie wydumali), to ciagano nas do dyrekcji szkoly.
Zas jeszcze na studiach w 1981 mialem kolege, ktory zapisal sie na kandydata do PZPR. Ale on tez byl moim kolega. Mialem tez kolegow z NZS.