Symboliczne wmurowanie
Aktualizacja: 2010-08-16 11:39 am
Myślę, że gdyby pierwsze kroki po wyborze na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, były w jego wykonaniu choć w połowie tak katastrofalne jak Bronisława Komorowskiego to komedianci zwani w III RP artystami, tacy jak Majewski, Wojewódzki, Daukszewicz i cała machina propagandowa z TVN24, Gazetą Wyborczą uznaliby, że dostarczono im amunicji wystarczającej na najbliższe pięć lat.
Nie musieliby z setek zdjęć wyszukiwać tych najgorszych czy wypatrywać przez lunetę Marty Kaczyńskiej z reklamówką z kanapkami dla męża.
Ja jednak proponuję wszystkim przypomnieć sobie pogrzeby czy uroczystości w USA gdzie gwiaździsty sztandar z wielkim szacunkiem na koniec jest pieczołowicie składany w kształtny trójkąt.
Następnie proponuję powrócić do „uroczystości” odsłonięcia słynnej już tablicy umieszczonej na prezydenckim pałacu. Obejrzyjcie to sobie jeszcze raz na youtube.
Do tablicy podchodzi Jacek Michałowski, szef kancelarii prezydenta i Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy. Zastępca Hanny Gronkiewicz-Waltz szarpie po chamsku narodowe barwy jak sowiecki sołdat halkę jakiejś schwytanej dziewczyny tuż przed zbiorowym gwałtem, po czy zwija ją niechlujnie w jakąś niekształtną kulę i podaje jak zwykły kawałek szmaty jakiejś urzędniczce.
Ktoś powie, że to tekst błahy i zwykłe czepialstwo. Ja odpowiem, że nie ma dla mnie bardziej symbolicznej sceny mówiącej nam czym dla ludzi obecnie sprawujących władzę jest Polska i gdzie mają słowa Bóg Honor Ojczyzna.
Depczą krzyż, hańbią narodowe barwy i stawiają pomnik bolszewickim najeźdźcom ku uciesze młodych dobrze wykształconych z dużych miast. Wykształconych tak dobrze w kraju, w którym najlepsza uczelnia, UW sklasyfikowana jest na świecie w czwartej setce tuż obok Angielskiej Szkoły Higieny.
Mirosław Kokoszkiewicz
Bibula