Maciej Motas: „Smoleński kult”
Mesjanistyczny syndrom i powstańcza ideologia kwitną w Polsce w najlepsze. Z całą siłą (wręcz furią) odżyła na nowo choroba na Moskala, odżyła do tego stopnia, że momentami można odnieść wrażenie, iż żyjemy w przededniu kolejnego powstania, w jakimś 1862 czy 1863 roku. Irracjonalny kult polskich klęsk święci dziś swój triumf (albo zgon?). Niestety, obóz katolicki niemal w całości przyjął za dobrą monetę oficjalną wykładnię smoleńskiej katastrofy serwowaną przez PiS, Radio Maryja i „Gazetę Polską”. Ciekawe, że zwornikiem i najbardziej widocznym medialnie przedstawicielem tych środowisk jest osoba Antoniego Macierewicza.
Czym kierują się katolickie rzesze wyznaczając byłemu miłośnikowi Che Guevary i jednemu z liderów rodzimej odnogi trockistowskiej międzynarodówki, jaką był w Polsce KOR, rolę „rycerza na białym koniu”, obrońcy polskości i wiary? Dlaczego człowiek, który jeszcze na początku lat 90., bronił się przed określeniem „chrześcijańsko – narodowy” w nazwie stronnictwa, które wówczas współtworzył, jak przysłowiowy diabeł przed święconą wodą, dziś przywłaszczył sobie nazwę ruch „katolicko – narodowy” (wcześniej używanej dla określenia całego nurtu politycznego, a nie kanapowej efemerydy)? Co wreszcie łączy Macierewicza z roku 1976 z tym dzisiejszym? Na to ostatnie, odpowiedź wydaje się chyba prosta, tym czymś jest chorobliwa wręcz nienawiść do Rosji (każdej) oraz obsesyjne przeświadczenie o przemożnym wpływie na większość zagadnień polskiego życia politycznego, gospodarczego i ekonomicznego, postsowieckich i postpeerelowskich służb i agentur. Podobną miarę przewodniczący pisowskiej komisji ds. katastrofy smoleńskiej stosuje podczas posiedzeń owej komisji. Zawoalowane mniej lub bardziej sugestie „rosyjskiego sprawstwa”, autorytatywne sądy i opinie dotyczące każdego wątku śledztwa (przykładowo – jeszcze tego samego dnia, gdy do Polski przywiezionych zostało 11 tomów akt przekazanych przez stronę rosyjską, poseł Macierewicz na konferencji prasowej zdążył oznajmić, że w materiałach nic wartościowego nie ma, Rosjanie nie przekazali nam najważniejszych dokumentów i z pewnością nic już nie przekażą). Bardzo trafnie podobne postawy oraz ich ideowe podłoże podsumowują słowa R. Dmowskiego z pracy „Świat powojenny i Polska”: „Na tej, że tak powiem, nieprzytomności umysłowej żerowały rozmaite ambicyjki, a później, gdy socjalizm, pod wpływem nowego ruchu narodowego, zaczął ewolucję w kierunku polskich aspiracji, jego przywódcy rychło spostrzegli, że ta tradycyjna bezmyślność w stosunku do Rosji daje im podstawy wpływu. Stąd odżyły na nowo stare hasła, i znów głośno się zaczął wypowiadać stosunek do Rosji, pozbawiony wszelkiej podstawy myślowej, bezkrytyczny, operujący pustymi frazesami, broniący się zaciekle przeciw wszelkiej logice, który zaślubiał duchowo rewolucjonistów”.
Stopień kuriozalności niektórych wniosków formułowanych przez Macierewicza jest wręcz porażający. Podczas jednego ze spotkań otwartych wyraził on zdziwienie, w jaki sposób samolot („najmocniejszy na świecie”) mógł ulec uszkodzeniu po uderzeniu skrzydłem w drzewo (tu poseł zademonstrował dłońmi przypuszczalny obwód owego drzewa)? Argumentacja tego typu, podobnie jak „przyklejenie gęby” zapateryzmu Platformie i B. Komorowskiemu, trafiają niestety pod „katolickie strzechy” (pewien znajomy dzieląc się wrażeniami z tegorocznej warszawskiej pielgrzymki do Częstochowy stwierdził, że wśród jej uczestników, zarówno tych świeckich, jak i duchownych, „pisowska wykładnia dziejów” zdecydowanie dominuje). Kościół zaś, pomimo ostatnich oświadczeń, pozbawiony jest wyraźnie autorytetu i silnego przywództwa, na miarę abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, Prymasa Stefana Wyszyńskiego, czy jego następcy Józefa Glempa. Brak dziś kapłana, który w ważnych i przełomowych dla kraju momentach byłby w stanie zapanować nad wzrastającą falą emocji, także pośród wiernych.
Mesjanistyczno – insurekcyjno – rusofobiczny wirus zatacza tymczasem coraz szersze kręgi, siejąc spustoszenie w patriotycznych umysłach. Nad wszystkim unosi się duch konspiracji, antyrosyjskiej ruchawki, duch Mierosławskiego i „czerwonych”. Smoleńsk kreowany jest na nowy Katyń, na „największą tragedię w tysiącletniej historii Polski”, Stronnictwo Smoleńskie zdobywa nowe pułki (także wśród narodowców) i mnoży żądania co do sposobów upamiętnienia wydarzeń z 10. kwietnia. Wawel, Pałac Prezydencki, Powązki, tablica, pomnik (jeden w Warszawie, drugi w Krakowie). Kult zmarłego Prezydenta (szerzony także w ośrodkach jeszcze niedawno bardzo wstrzemięźliwych, by nie powiedzieć krytycznych, wobec jego osoby). Co jeszcze? Wydaje się, że w Polsce sposób upamiętnienia osób jest odwrotnie proporcjonalny do zasług, wniesionych przez nie dla kraju. Wawel i skromny, wręcz ubogi grobowiec na warszawskim Bródnie, stanowią nad wyraz wymowne potwierdzenie tej prawidłowości…
Maciej Motas