Quantcast
Channel: Komentarze do Dziennik gajowego Maruchy
Viewing all articles
Browse latest Browse all 247321

Skomentuj Antypolonizm żydowski, antychrześcijanizm, auto-anty-semityzm, którego autorem jest aga

$
0
0

Cos a deser….część VII
Z Bohdanem Porębą w 75 rocznice urodzin o kulturze, polityce i historii rozmawia Lech Z. Niekrasz

„A CO JEST WARTA SZTUKA, KTÓRA NIE IDZIE POD PRĄD…?”

- Co było ukoronowaniem tego artystycznego triumfu?

- Skończyło się to decyzją powierzenia mi zespołu filmowego. Nazywał się „Profil”. Jestem wezwany do Komitetu Centralnego partii, gdzie mi oznajmiają, że otrzymuję zespół filmowy. Kierownikiem Wydziału Kultury KC był wówczas Jerzy Kwiatek, ongiś działacz Zrzeszenia Studentów Polskich. I pamiętam doskonale, co mi powiedział: „Jest decyzja, dostajecie zespół filmowy. Pamiętajcie, że dostajecie go po to, żeby stworzyć kadrę filmowców z Polaków!”

I to był fakt, a takich faktów w moim życiu jest sporo i podważają one obowiązujące dziś powszechnie schematy myślowe. I ja to robiłem, przez przeszło dwadzieścia lat, wykonując to partyjne polecenie, chociaż i bez takiego polecenia też bym to robił. Realizowałem plan, który dojrzał we mnie w okresie bezrobocia. Chciałem stworzyć taki zespół, który by się zajmował wyłącznie kształtowaniem ducha polskiego. Zespół ten zajmował się przede wszystkim historią Polski i to są takie filmy, jak „Polonia Restituta”, „Katastrofa w Gibraltarze”, „Republika Ostrowska” Zbigniewa Kuźmińskiego, czyli rzecz o Powstaniu Wielkopolskim, film Ignacego Gogolewskiego o Norwidzie „Dom Świętego Ducha,, „Zamach stanu” Ryszarda Filipskiego o wydarzeniach w dwudziestym szóstym i trzydziestym pierwszym roku. Dalej, klasyka narodowa, w tym „Nad Niemnem”, który do dzisiaj pozostaje największym hitem polskich ekranów, nie licząc „Trylogii” Jurka Hoffmana. bo oglądało ten film czternaście milionów widzów. Były też filmy o polskości Śląska, jak „Grzeszny żywot Franciszka Buły” w reżyserii Janusza Kidawy o artystach wędrownych, którzy zbierają pieniądze na karabin maszynowy dla powstańców śląskich. To było takie przeciwieństwo optującego za oderwaniem Śląska od Polski Kazimierza Kuca vel Kutza, jak kto woli. Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe po jego filmie „Sól ziemi czarnej”, który mi się bardzo podoba, ale powiedziała mi dziennikarka, Aleksandra Klich, której udzielałem wywiadu, a o czym nie wiedziałem, że w pierwotnej wersji, której nie przyjęła cenzura, ten film miał się kończyć wypięciem gołej dupy w kierunku Polski zaraz po przekroczeniu Jej granicy. Bohater filmu Kuca wypinał się na tę Polskę, którą reprezentowała kompania Hallerczyków.

Zespół prowadziłem od siedemdziesiątego czwartego roku do dziewięćdziesiątego ósmego, czyli do jego rozwiązania. Razem dwadzieścia cztery lata, a przestałem nim kierować z powodu walki, jaką prowadziłem przez osiem lat o film pokazujący lwowską rodzinę inteligencką w czasie paktu Ribbentrop – Mołotow, a finałem tego filmu miał być mord katyński. Posiadałem znakomity scenariusz, którego realizacja nie doszła do skutku, ponieważ to Wajda musiał podjąć temat Katynia z wiadomym rezultatem.

Skoro już mówimy o zespołach, to chciałbym podjąć jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Otóż zespoły filmowe, które powstały po roku pięćdziesiątym szóstym, były wyrazem władania kinematografią przez twórców. My, reżyserzy, w gruncie rzeczy decydowaliśmy o tym, co się robi i kto robi, a producent filmu był jedynie wykonawcą. Dzisiaj kinematografia jest w rękach producentów i dystrybutorów a nie artystów i na tym polega główna różnica między tym, co było kiedyś i co jest dzisiaj. Skapitalizowanie kinematografii, czyli oddanie jej w ręce ludzi, dla których najważniejszy jest tłum, prowadzi często do obniżania poziomu i swoistej barbaryzacji sztuki filmowej.

Niedawno rozmawiałem z jednym z bardzo poważnych dystrybutorów na temat ekranizacji sztuki Lusi Ogińskiej „Zmartwychwstanie”. Powiedział po obejrzeniu, że to jest bardzo ciekawy utwór, ale nikt na to nie pójdzie, bo jest za mądry. Jest to podporządkowanie sztuki filmowej wyłącznie komercji, a więc odebranie jej artystom. Jak ktoś jest lansowany, to mu się łatwiej przebić, ale jak ktoś idzie pod prąd, to jest mu bardzo ciężko. A co jest warta sztuka, która nie idzie pod prąd? Z prądem idą tylko zdechłe ryby. Chociaż z drugiej strony, godzi się przyznać, że niektórzy z producentów wykazują bardzo duże wyczucie sztuki i wielka kulturę, ale to są rodzynki. Po prostu system jest ich a nie nasz.

- Czy dzisiaj, w wolnej podobno Polsce, kiedy znowu takie wartości, jak patriotyzm i bohaterstwo stały się przedmiotem kpin, drwin i szyderstwa, byłoby możliwe stworzenie takiego filmu jak „Hubal”?

- Ja myślę, że bardzo łatwo pod warunkiem, że Hubal rozstrzeliwałby jeńców niemieckich, spałby ze swoją łączniczką i zginąłby w szarży jak głupi Polak. Na to by na pewno pieniądze się znalazły, tak jak się znalazły na bluźniercze „Westerplatte”.

- A na co nie ma w Polsce pieniędzy?

- Nie ma, na przykład, na realizację scenariusza „Pięć dni do wieczności” o księciu Józefie Poniatowskim. Jest to adaptacja powieści Jana Dobraczyńskiego „Bramy Lipska” zrobiona wspólnie z wybitnym Rumunem, scenarzystą i byłym ambasadorem w Polsce, Joanem Grigorescu, z którym pracowałem przy filmie „Złoty pociąg”. Grigorescu świetnie mówi po polsku i napisał o Polsce kilka książek. Niestety, pojęcie nasze o Rumunii jest bardzo głupie. Gdyby nie ówczesny premier tego kraju, Calinescu, to byśmy nie uratowali ani skarbów wawelskich, ani złota, za które mieliśmy potem rząd i armię. I nie byłoby armii polskiej na Zachodzie, bo to przecież przez Rumunię i Węgry nasi się przedzierali mimo, że Rumuni byli szantażowani przez Niemców i mając ich nóż na gardle pomogli nam bardzo wiele. Trzeba też pamiętać, że Rumuni są potomkami antycznych Daków i są narodem absolutnie łacińskim, a nasze widzenie Rumunów jest przesłonięte przez Cyganów. Ale to taka dygresja w hołdzie moim rumuńskim współpracownikom. Powracając do tematu chcę powiedzieć, że moja twórczość filmowa była zawsze na huśtawce. To zależało od bardzo różnych sytuacji. Byłem honorowany i byłem szykanowany, a wszystko dlatego, że promowałem wartości patriotyczne, które cenię sobie najwyżej.

- Czy istniał jakikolwiek związek między powstaniem zespołów filmowych a tym, co zwykło się nazywać polską szkołą filmową i jaki był w niej Twój udział?

- Związek taki istniał, bo polska szkoła filmowa niewątpliwie wybuchła poprzez zespoły i rodziła się na moich oczach. Zacznijmy może od tego, że takiego pierwszego wyłomu w tradycyjnej kinematografii, którą reprezentowali ludzie pokroju Forda i Jakubowskiej, dokonał Wajda filmem, który się nazywał „Pokolenie”. Jest to film trudny dzisiaj ze względów ideologicznych do oglądania. Jest to film o oddziale Związku Walki Młodych. Jest tam również pokazana i Armia Krajowa, która okrada z broni Gwardię Ludową…

- Bardzo ładne!

- Prawda? A kulminacją jest wybuch powstania, oczywiście w getcie warszawskim. Wajda zrealizował to w manierze wywodzącej się ze szkoły neorealizmu włoskiego, który reprezentowały filmy De Santisa, Felliniego, Rosseliniego i innych. To był szkoła, która bardzo ale to bardzo realistycznie ukazywała rzeczywistość. Był taki słynny film włoski „Złodzieje rowerów” bez udziału aktorów, w którym do głównych ról wzięto robotników. Takie dążenie, powiedziałbym, nawet do naturalizmu. I w filmie Wajdy na tle produkcyjniaków w manierze teatralnej zabrzmiało to bardzo świeżo, przynajmniej od strony formy. Debiutowali w nim tacy późniejsi giganci polskiego aktorstwa, jak Tadeusz Łomnicki i Tadeusz Janczar.

Wracając do kwestii polskiej szkoły filmowej, uważam, że brak poczucia etosu Polski przedwojennej i konspiracyjnej wpłynął na to, że jakkolwiek filmy tak zwanej szkoły polskiej pokazywały Polaka walczącego, to jednak w walce ze swoim losem z góry przegranego. Ja jestem synem oficera i wiem że etos oficerski nigdy nie zakładał z góry przegranej. Wiarę w zwycięstwo kultywowano nawet w obozach koncentracyjnych i ci, co wierzyli, to przetrwali. Mój przyjaciel, Bolesław Staroń, który w Auschwitz siedział w tym samym karcerze co Ojciec Maksymilian Kolbe, mówi, że przetrwał tylko dlatego, że żył nadzieją i głęboko wierzył. I nikt z góry nie był przegrany jak ułani z „Lotnej” Wajdy. Wszyscy ci ułani z niewiarą w zwycięstwo, zachowywali się tak, jakby ich opisał Sartre, a żołnierz, który nie wierzy w możliwość zwycięstwa, przestaje być żołnierzem.

I oto powstaje sytuacja bardzo ciekawa: władzy w to graj, bo ta Polska przedwojenna i ten czyn zbrojny okazują się nonsensowne, ale ludzie idą do kina i cieszą się, że oglądają to, co dane im było przeżyć, chociaż im to się nie zgadza. Byłem na pierwszym pokazie „Kanału” Wajdy dla powstańców warszawskich w Klubie Filmowym „Po prostu”, I pamiętam, że zaproszeni powstańcy byli tym filmem bardzo oburzeni. Dlaczego on wraca do tego kanału? Dla mnie widok powstańców z orzełkami z koroną był bardzo budujący, ale już nie mogłem przyjąć „Lotnej” i nie mogłem się nigdy pogodzić ze śmiercią Maćka Chełmickiego na śmietniku. Pamiętajmy o tym, że po pięćdziesiątym szóstym roku pojawiło się wyrażające pogardę dla bohaterstwa pojęcie bohaterszczyzny, co zadawało kłam prawdzie o naszej historii. I to miało swoją szkołę nie tylko na ekranie, ale i w krytyce przede wszystkim.

- I to była ta polska szkoła filmowa?

- I to była ta polska szkoła, w której Sartre odgrywał rolę duchową. A więc władza się cieszyła, że ta przedwojenność polska jest kwestionowana, jeśli nie odrzucana, co było zgodne z ówczesną polityką, a Zachód z kolei to lansował jako działalność antypaństwową. Tak do tego podchodziła i „Wolna Europa”, i paryska „Kultura” wyrażając zachwyt, że te tematy w ogóle się porusza. Dlaczego tak było, to już temat osobny. Mówiąc inaczej, oni, a mam na myśli twórców i wyznawców polskiej szkoły filmowej, chcieli się tej władzy przypodobać. Podejmując temat zakazany realizowali go tak, żeby władza to zaakceptowała. Władza była z tego powodu szczęśliwa, a Zachód przyjmował to jako niezwykłą odwagę. Na tym wyrosły ich światowe nazwiska.

W tym usytuowaniu mój pierwszy film, jaki w życiu zrobiłem, mój film absolutoryjny nie przypadkowo nazywał się „I dla nas świeci słońce”. Był to film o niewidomych. Co mnie zafascynowało u tych nieszczęśników a co powtórzyłem w moim następnym filmie „Wyspa wielkiej nadziei”, to nie poddawanie się losowi. Mnie zawsze najbardziej fascynowała tragedia antyczna, gdzie jeśli człowiek przegrywa, to jednocześnie wygrywa, potwierdzając w ten sposób swoje człowieczeństwo. I dlatego my się tym tak fascynujemy, bo to jest to, co wyrasta ponad przeciętność. I gdyby na to od tej strony popatrzeć, to każdy mój film ma takich bohaterów, a to dlatego, że czułem wewnętrzny opór przeciw wszystkiemu, co tchnęło tym beznadziejnym determinizmem.

Dlatego mój pierwszy film fabularny „Lunatycy” zrobiłem wbrew ówczesnemu skrzywionemu patrzeniu na młodzież i jej deprawację. Wtedy bardzo głośną książką był „Zły” Leopolda Tyrmanda, a moi koledzy robili filmy „Uwaga chuligani” czy „Paragraf zero” o prostytucji, przedstawiając czarną stronę rzeczywistości, co dzisiaj zwykło się traktować jako wyraz sprzeciwu wobec systemu. A to nieprawda, to była pewnego rodzaju moda. Mój film „Lunatycy” był natomiast filmem o młodzieży na życiowym zakręcie. Dałem im szanse wycofania się z drogi ku bandytyzmowi. Równie ważny jest mój następny film „Droga na Zachód”, Był to krzyk przeciwko myślowej treści szkoły polskiej.

- W ciągu wielu lat obracania się w świecie kultury w kraju i poza jego granicami spotykałeś ciekawych ludzi. Które z tych spotkań najgłębiej zapisały się w Twojej pamięci?

- Ooo,. To jest temat-rzeka! W moim zawodzie ciągle ma się do czynienia z ludźmi i to najczęściej ciekawymi. Film jest przecież sztuką syntetyczną, bo jest oparty o literaturę, teatr, fotografię, muzykę, malarstwo, ale przede wszystkim o myśl, a więc o to, co dzisiaj się zabija. Jeżeli się podejmujesz mówić, do wielu ludzi, to musisz mieć im coś do powiedzenia, gdyż w przeciwnym razie tworzy się taki bełkot jak „Balladyna” w Nowym Jorku i to przygotowana na Rok Słowackiego. I z pełną powagą władze kinematografii to prezentują.

Bohdan Poręba


Viewing all articles
Browse latest Browse all 247321

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra