Stanisław Michalkiewicz pisze całkiem jak A.Szubert
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1770
(…)Klub Wałdajski bowiem został utworzony przez ruską razwiedkę dla wymiany poglądów z jednej strony, a z drugiej – do urabiania korzystnych dla Rosji opinii wśród zagranicznych publicystów, politologów, historyków i ekonomistów, którzy zajmują się Rosją. Krótko mówiąc – jest to takie forum, gdzie ruscy razwiedczykowie spotykają się z razwiedczykami cudzoziemskimi. Nazwa „Wałdajski” wzięła się stąd, że pierwsze takie spotkanie odbyło się w 2004 roku w rezydencji prezydenta Włodzimierza Putina nad jeziorem Wałdaj. Jednak tegoroczne spotkanie, tradycyjnie zorganizowane przez Agencję Nowosti i Radę do spraw Polityki Zagranicznej i Obronnej, w której zasiadają „najwybitniejsi rosyjscy analitycy”, czyli kwiat razwiedki, odbyło się w Soczi. Głównym punktem była rozmowa ze specjalnie przybyłem premierem Putinem. Wśród 50 uczestników tego spotkania był również Adam Michnik.
Nie jest to pierwsza tego rodzaju wizyta Adama Michnika w Rosji. Po raz pierwszy był w Moskwie w roku 1989. O czym tak rozmawiał, co ustalił – tego oczywiście poza nim, a także polską i ruską razwiedką, nikt nie wie. Warto jednak zwrócić uwagę, że w 1990 roku Michnik wraz z Andrzejem Ajnenkielem, Jerzym Holzerem i Bogdanem Krollem przez kilka miesięcy penetrował archiwa MSW, nie pozostawiając za sobą żadnych śladów. Nie wiadomo, czego tam szukali, co znaleźli, ani jaki i dla kogo z tego zrobili użytek. Nie jest jednak wykluczone, że celem tych poszukiwań było wyłowienie potencjalnych kandydatów do grona autorytetów moralnych i elity politycznej III Rzeczypospolitej spośród konfidentów UB i SB, którzy takie wyróżnienie, połączone z gwarancją zachowania tego wstydliwego zakątka w tajemnicy, przyjęliby (i przyjmowali) z pocałowaniem ręki – również ręki ruskiego razwiedczyka. Kto wie, czy nie dlatego właśnie, zarówno zablokowanie przez premiera Jana Olszewskiego – wbrew ówczesnemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju Lechowi Wałęsie (TW „Bolek”) – tworzenia na terenie Polski eksterytorialnych rosyjskich enklaw w miejscu dawnych baz wojskowych Armii Radzieckiej oraz uchwała lustracyjna, wywołały taką wściekłość zarówno komucha, jak i tresujących tubylczy naród do demokracji żydowskich kulturtraegerów no i oczywiście – zgrai autorytetów moralnych, z poetessą od poezyi Wisławą Szymborską inclus.
Wszystko to pokazuje, że red. Adam Michnik może być człowiekiem znacznie poważniejszym i przeznaczonym do rzeczy wyższych, niż tylko sztorcowanie swoich „maleńkich uczonych” w „Głosie Cadyka”. Wskazywać by na to mogła również sławna „afera z Rywinem”. Jak pamiętamy, a-a-afera ta powstała przede wszystkim dlatego, że redaktor Michnik, podobnie zresztą jak i Wanda Rapaczyńska, robili różne siuchty z ówczesnym rządem, na którego czele stał premier Leszek Miller. Był to ten sam Leszek Miller, z którym jeszcze w roku 1990 nie chciał oddychać tym samym powietrzem na sejmowej sali sam Włodzimierz Cimoszewicz, nawiasem mówiąc KO Departamentu I MSW (tzn. razwiedki) „Carex”. Tymczasem już w roku 1997 to właśnie Leszek Miller po wizycie w centrali CIA w Langley, doprowadził do uchylenia wyroku śmierci i rehabilitacji płk Ryszarda Kuklińskiego – co potwierdził sam prof. Zbigniew Brzeziński recenzją, iż Leszek Miller „najbardziej się zasłużył” w tej sprawie. Rozmawiałem o tym podówczas z byłym szefem UOP, który na moją, mimochodem rzuconą uwagę: „ ten Miller; przewerbował się, czy co?” – odpowiedział spokojnie: „tak, 8 miesięcy temu”. (…)
Coś może być na rzeczy bo zanim jeszcze Kondoliza zadeklarowała, że USA nie będą już forsowały przyłączenia Gruzji i Ukrainy do NATO, a tylko dbały o „umacnianie” tam „demokracji”, w listopadzie 2008 r. bardzo wpływowy w Polsce cadyk, szef Fundacji Batorego, pan Aleksander Smolar skrytykował prezydenta Kaczyńskiego za „postjagiellońskie mrzonki”, to znaczy za to, że zamiast być wzorowym członkiem Unii Europejskiej czyli słuchać się we wszystkim Naszej Złotej Pani Anieli, kombinuje z jakąś odrębną strefą w Europie Środkowo-Wschodniej. Rzeczywiście – linia polityczna prezydenta Kaczyńskiego zrobiła całkowitą klapę, co zyskało oficjalne potwierdzenie 17 września 2009 roku, kiedy to prezydent Obama oświadczył, że Ameryka już żadnych dywersantów tu nie potrzebuje. Wkrótce potem, tzn. 10 października, prezydent Kaczyński ratyfikował traktat lizboński, który – również według raczej sympatyzującego z prezydentem Kaczyńskim i PiS prof. Andrzeja Nowaka – zapoczątkowuje „dyskretny, aksamitny rozbiór Polski”.
W tej sytuacji uczestnictwo red. Adama Michnika w Klubie Wałdajskim nabiera jeszcze większego ciężaru gatunkowego. Okazuje się bowiem, że intensywne nawoływania do „pojednania” zaraz po katastrofie w Smoleńsku mogą wynikać nie tylko ze znanej na całym świecie wyjątkowej wrażliwości moralnej redaktora „Głosu Cadyka”, ale również, a może nawet przede wszystkim – z jakichś ustaleń, jakie zostały viribus unitis wypracowane w tym poważnym Klubie – może nawet w imieniu i zgodnie z oczekiwaniami lobby żydowskiego? Co to za ustalenia? Ano, to zostanie nam z pewnością objawione w stosownym czasie, ale jakiekolwiek by one nie były, to z całą pewnością są ważniejsze od przekomarzań tubylczych mężyków stanu, którzy zajmowanie się poważniejszą polityką mają formalnie zakazane